niedziela, 1 marca 2015

Epilog

- Lenka skarbie obudź się, Lenka - słyszałam jak przez mgłę słowa Karola i dotyk jego dłoni na mojej, z ledwością otworzyłam oczy.
- Co się stało? - spytałam cicho - gdzie ja jestem?
- Lenka nawet nie wiesz jak się martwiłem - powiedział Kłos całując mnie w głowę - zemdlałaś i jesteś w szpitalu - dokończyła a wtedy do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry pani Leno - przywitał się.
- Doktorze wiadomo co dolega mojej żonie - zapytał siatkarz.
- Tak właśnie odebrałem wyniki badań ale proszę się nie martwić to nic złego - uśmiechnął się - gratuluję za siedem miesięcy zostaniecie rodzicami - zaakomunikował a z moich oczu popłynęły łzy a środkowy przytulił mnie z całych sił - proszę się teraz oszczędzać i wszystko będzie w porządku a teraz przepraszam ale muszę wracać do pacjentów - pożegnał się doktor.
- Lenka tak bardzo Cię kocham - pocałował mnie Karol.
- Ja Ciebie też, bardzo - odpowiedziałam ocierając łzy z moich policzków.
Od czasu kiedy dowiedzieliśmy się z Karolem, że zostaniemy rodzicami nasze życie zmieniło się całkowicie. Zaczynając od tego, że miałam jakikolwiek zakaz robienia czegokolwiek co zdaniem mojego męża było mi niewskazane chociaż w rzeczywistości wcale tak nie było. Kłosik kompletnie zwariował a jego nadopiekuńczość z każdym dniem działa mi coraz bardziej na nerwy w czym nie pomagały mi także buzujące we mnie hormony. Emi i Paweł pobrali się kilka tygodni po naszym ślubie a kilka miesięcy później powitali na świecie śliczną córeczkę. Z każdym kolejnym tygodniem mój brzuszek znacznie się powiększał a ja już nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie wezmę naszą małą kruszynkę na ręce.  Z tygodni zrobiły się miesiące aż wreszcie nadszedł listopad.
Tej nocy kompletnie nie mogłam zasnąć kręciłam się z boku na bok próbując choć na chwile przysnąć ale nic nie działało. W końcu nie budząc Karola podniosłam się z łóżka i podążyłam do kuchni. Stanęłam przy oknie wpatrując się w pogrążony we śnie Bełchatów. Stałam tak oparta o parapet kiedy poczułam straszny ból. Złapałam się za brzuch i głęboko oddychając próbowałam opanować sytuację ale z każdą chwilą było coraz gorzej.
- Karol! - krzyknęłam a po chwili do pomieszczenia wpadł środkowy.
- Lenka, skarbie co się dzieje - pytał doskakując do mnie w mgnieniu oka.
- To chyba już - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nic się nie bój, już biegnę po torbę i zaraz jedziemy do szpitala - mówił ale widać było strach wymalowany na jego twarzy, nie minęło nawet trzy minuty a siatkarz z powrotem wbiegł już ubrany a w ręku trzymał torbę z moimi rzeczami, która już od kilku dni była spakowana.
- Tak strasznie boli - powiedziałam kiedy mój mąż znosił mnie na rękach do samochodu.
- Wszystko będzie dobrze - pocałował mnie w głowę i usiadł za kierownicą ruszając do szpitala gdzie byliśmy już po kilkunastu minutach. Kiedy dotarliśmy do szpitala od razu zostałam zabrana na salę porodową.
- Skarbie jestem przy Tobie, nic się nie bój - mówił Karol trzymając mnie cały czas za rękę. Po kilkudziesięciu minutach na sali rozległ się płacz naszego synka - byłaś bardzo dzielna kochanie - powiedział całując mnie w czoło.
- Jaki on śliczny - mówiłam trzymając na ręcach Antosia a z po moich policzkach popłynęły łzy.
- Dziękuję skarbie nawet nie wiesz jak bardzo Was kocham - szepnął Kłos ze łzami w oczach.
- My Ciebie też - uśmiechnęłam się.
Byliśmy szczęśliwi, cholernie szczęśliwi. I kto by pomyślał jeszcze ponad kilkanaście miesięcy temu, że znowu będziemy razem, że znowu będziemy mogli cieszyć się wspólnym szczęściem, że będziemy małżeństwem, że na świecie pojawi się owoc naszej wielkiej miłości. Bo niewątpliwie było to wielkie uczucie, w końcu tylko prawdziwa miłość jest w stanie przetrwać mimo zakochani się od siebie oddalają. A z nami właśnie tak było mimo tych kilku lat, tych kłamstw i miliona wylanych łez ona przetrwała i wróciła w najmniej spodziewanym momencie, w momencie, który zmienił bieg naszego życia. Życia, które teraz możemy dzielić razem. Życie, które dla mnie jest jak z bajki. Mam cudownego męża i małego szkraba, który z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przypomina swojego ojca.
- Mamusiu a tatuś powiedział, że jak będę duży to też zostanę siatkarzem - mówi Antosi siadając mi na kolanach kiedy siedzę na tarasie naszego domu na obrzeżach Bełchatowa.
- Jeśli tylko zechcesz to oczywiście, że tak będzie - odpowiadam całując czterolatka w główkę a po chwili koło nas pojawia się Karol.
- A ta mała księżniczka kim będzie - pyta uśmiechając się i kładąc swoją dłoń na moim już pokaźnych rozmiarów brzuszku.
- Mam nadzieję, że chociaż Lilianka nie odziedziczy po Tobie tego zapału do sportu - śmieję się widząc Antka biegającego po ogrodzie za piłką.
- Jesteście dla mnie najważniejsi - szepce mój mąż trzymając na rękach naszego syna i obejmując mnie w talii.

Tak właśnie kończy się historia Leny i Karola. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym opowiadaniem? 
Pewnie zapytacie co teraz? Póki co znikam z blogowego świata, oczywiście nadal będę czytać Wasze opowiadania ale ze swoim pisaniem póki co kończę. Nie wiem może jeszcze kiedyś się pojawię ale nic nie obiecuję :P
Dziękuję wszystkim czytelniczkom za każde pojedyncze wyświetlenie i każdy komentarz :)
DZIĘKUJĘ!!!!!!
Pozdrawiam, Klara :*